W międzyczasie Rafik pojechał do dentysty. Usiadł w poczekalni, i czeka, czeka. W końcu dzwoni do niego telefon - sprawdza numer: dentysta. Okazało się, że z racji że zapuścił brodę, ani pani w recepcji ani przechodzący lekarz go nie rozpoznali. Oni czekali na niego, on na nich. Czeski film ;).
Po dentyście i obiadku ruszyliśmy więc nad jezioro, wyposażeni w dwa aparaty.



Rafik dostał mniejszy aparat, i choć początkowo narzekał, że nie chce robić zdjęć, to szybko zmienił zdanie.
Szczególnie upodobał sobie tryb panoramiczny:



Ja natomiast biegałam tu i tam, i pstrykałam co popadnie.




Ręce jednak szybciutko nam skostniały, wróciliśmy więc biegusiem do domu. Jutro, jeśli się uda, ciąg dalszy zdjęć nad jeziorem.