
Następnie poszliśmy zobaczyć pokaz puszczania latawców przez profesjonalistów w tej dziedzinie (zawodowni latawciarze? a może 'latawice' :D). Meżulek rozważał opcję kupienia kolejnego latawca.

Niestety bez wiatru nawet profesjonalista nie pofruwa.









Mężunio miał potrzebę skonsumowania tłustego hamburgera.

Gęsi najwyraźniej też.



Po dłuższym odpoczynku i bezowocnym czekaniu na choćby najmniejszy podmuch wiatru, zwinęliśmy manatki i wróciliśmy do domku.


1 komentarz:
tragedia
Prześlij komentarz