Dzień pierwszy - sobota, 30 sierpień 2008
Zgodnie z planem, wyspaliśmy się rano w sobotę, spakowaliśmy samochód i wyruszyliśmy w trasę. Przegadaliśmy całą drogę, zatrzymaliśmy się na kawkę, i w końcu dotarliśmy na miejsce. Z racji że po czterogodzinnej jeździe brzuszki domagały się napełnienia, zatankowaliśmy je w Moose Jaw.


Tego dnia postanowiliśmy odwiedzić Kalahari - ośrodek z licznymi basenami zarówno na świeżym powietrzu jak i tymi krytymi, a wszystko to w stylizacji rodem prosto z Afryki. Poleniuchowaliśmy na pontonikach w LazyRiver, pozjeżdzaliśmy na zjeżdzalniach, popływaliśmy, wypiliśmy po drineczku, i mimo filtra z wysokim faktorem - złapaliśmy lekką opaleniznę.
Ewa i Kuba byli po raz pierwszy w Kalahari, i tutaj najbardziej spodobało się im gorące jacuzzi.
Wieczorem zameldowaliśmy się w moteliku, ktoś przyniósł nam rozpalonego już grilla, wrzuciliśmy więc świeże rybki i kiełbaski, i przy drinkach spędziliśmy resztę czasu gawędząc.
Dzień drugi - niedziela, 31 sierpień 2008
W niedzielę na ruszt wpadł Mt. Olympus. Ogromny park z wieloma atrakcjami - basenami, rollercoasterami i gocartami. Jedna z fajniejszych opcji to basen ze sztuczną falą, ale nie takimi faleczkami jakie spotyka się w innych resortach. Tutaj fala jest jedna, wygląda jak fala tsunami, i zmiata wszystkich swoją siłą. W maksymalnym punkcie ma jakieś 3-4m wysokości. Tym razem zmiotła mi majtasy i okulary :).


Reakcja była niesamowita: cała rodzina, składająca się z ok. 6ciu przedstawicieli pewnej rasy, zaczęła rzucać wyzwiska w naszą stronę, głowa rodziny wstała grożąc pobiciem :/, i ogólnie zrobiło się śmiesznie choć i nieciekawie zarazem. Jak ktoś chce cie pobić za to że go upomniałeś, zakrawa o największą głupotę świata. A że z głupimi ludźmi się nie dyskutuje, postanowiliśmy ich zignorować. Jednak kiedy wyzwiska dalej leciały w naszą stronę, jak i jeden z syniów postanowił zabawić się w grę: "patrzeć na nich wzrokiem 'zabiję cię' bez mrugięcia oka", stwierdziliśmy, że w takiej sytuacji ktoś inny powinien się nimi zająć. Wezwaliśmy więc ochronę, a sami z leżakami (a co ;]) przenieśliśmy się w inne miejsce.
Po basenach wybraliśmy się na mini golfa. Ewa zmiotła nas wszystkich swoimi umiejętnościami. Ale my się kiedyś poprawimy :)...


Na prawie sam koniec wylądowaliśmy we włoskiej restauracji - Sorento's. Jedzenie palce lizać! Obsługa też niczego sobie, ale obsługi lizać nie zamierzamy. Resztę wieczoru śmialiśmy się do łez próbując zdobyć maksymalną ilość punktów w grze TABU.
Dzień trzeci - poniedziałek, 1 wrzesień 2008
Ostatni dzień spędziliśmy w Noah's Ark. I tutaj znów pech - ktoś zwinął mi moje najwygodniejsze, choć nie tak urokliwe klapki. Buuuu!!!!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz