Co czwartek, gdzieś na na wysokości Clark i Washington w Chicago, pojawiają się sprzedawcy z mniej lub bardziej lokalnie wychodowaną żywnością i kwiatami. Wybrałyśmy się tam z Amy, w ramach przerwy od pracy. A że to zaledwie kilka bloków od nas, postanowiłyśmy zobaczyć co i jak. 'Świeży rynek' nie jest wielki, ale można tam znaleźć świeże wyroby Amiszów, warzywa, owoce, roślinność i cuda na patyku, jak na przykład naturalny miód o smaku jagodowym czy też malinowym.
Ja znalazłam kilka innych cudów:
- doniczkę mięty pieprzowej = idealnej pary dla samotnej bazylii stojącej w salonowym oknie oraz brakujący składnik do domowej roboty mojito,
- miód kwiatowy, zrobiony poprzez zmielenie całych klastrów miodu;
- oraz niemałą główkę słonecznika, którą jak tylko zobaczyłam, to biegłam do niej w podskokach.


Idę więc do sprzedawcy i pytam:
- Przepraszam, ile kosztuje ten słonecznik?
Na co sprzedawca uśmiechnięty mówi:
- Dzięki że nie pytasz co to jest! Wszyscy się cały dzień mnie pytają co to. Mam już dosyć tłumaczenia wszystkim co znaczą dobre, świeże ziarna słonecznika.
Cóż, ma człowiek rację. Słonecznik znikł w tempie ekspresowym.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz