sobota, 11 lipca 2009
Kiedy powietrze przykleja się do skóry
Już długo nic tutaj nie napisałam. Odkąd zaczęłam pracę dla nowego klienta, moje myśli, energia, jak i wolny czas poszybowały w innym kierunku. Potrzebowałam trochę czasu, by poukładać sobie dzienne zajęcia od nowa. Oboje potrzebowaliśmy.
W międzyczasie zaczęło się lato, choć wyjątkowo chłodne i deszczowe w tym roku. Byleby w weekendy świeciło słońce, prawda? A w tygodniu niech leje ile chce, łatwiej w taką pogodę ubrać się do pracy w pełnym kanciastym umundurowaniu.
Ostatnimi czasy wróciliśmy do jazdy na rolkach; zakochaliśmy sie w avokado (pasta z avocado na tostach rządzi), i amerykańskich pancakes, i pochłaniamy je w zastraszających ilościach; zapewne jak większość odświeżyliśmy dyskografie Michaela; a poza tym nic ważniejszego się nie wydarzyło.
Wczoraj oboje mieliśmy dzień paszteta po wyjątkowo nieprzespanej/źle przespanej nocy. Najlepsze lekarstwo na dzień paszteta to zakupy. SZOPAcholik ze mnie. Nic nowego. W połączeniu z wyprzedażami - mega zakupowicz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz