Od tego tygodnia pracuję znów w Downtown, co oznacza koniec półtoragodzinnej drogi do pracy u klienta. Nic mnie tak nie dobijało, jak ten dlugi transfer w jedną stronę... wstawanie o 6:30 i powroty do mieszkania o 19:00. Środek lata a ja nie mam na nic czasu. Dlatego też tryskam energią i radością, że chwilowo mogę pracować z naszego biura.
Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, kiedy dowiedziałam się o zmianie planów w firmie, to powroty to domu z pracy na rolkach. 9 mil to nie mało, ale można pokonać ten dystans szybciej niż robi to autobus. No chyba że po drodze złapie mnie lekki deszczyk, jak to miało miejsce dzisiaj, i trzeba szukać schronienia. Dużo radości może przynieść taki deszcz, nie powiem. Świetny jest też klimat panujący na trasie wzdłuż jeziora - masa młodych ludzi wylegujących się na ręcznikach, czy też grających w siatkówkę na plaży, lub reszta biegajacych/jeżdzących na rowerach, stanowiących dla mnie rozrywkę kiedy muszę uważać, by nikogo nie przejechać. Bez zastanowienia napiszę, że to jest dla mnie najlepsze miejsce, i najlepszy sposób spędzania lata w Chicago. Kiedy zimą myślę o lecie, lato kojarzy mi się z tym miejscem. I właśnie dlatego rolki po pracy brzmią jak najlepszy pomysł na świecie.
Pechowy dzień dzisiaj za mną ;): zanim wyszłam z biura, uciekłam do ubikacji by zmienić strój z kanciastego na sportowy... i przy okazji utopiłam mp3 playera i klucze w publicznym kibelku :D. To nie jedyna z dzisiejszych pechowych niespodzianek, ale zdecydowanie najbardziej wesoło mi na jej wspomnienie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz