W piątkowy poranek wsiadłam w pomarańczową linię kolejki, i dotarłam na Midway, skąd miał odlatywać mój samolot do Pittsburgha, gdzie czekał na mnie Rafik. Pogoda w Chicago była piękna, i rozkoszowałam się nią mocno, przygotowując się na obiecywane trzy dni deszczu w Pensylwanii.
W Pittsburghu deszczu jednak nie było widać... Rafał szczerzył zęby już od samego początku - wiedziałam, że czy deszcz, czy nie, to będzie fajny weekend. Już w samochodzie dowiedziałam się, że Rafał kupił bilety na sobotę na 'Disney on Ice' - show fakt faktem dla dzieci, gdyż głównymi bohaterami są bohaterowie bajek Disneya, ale dla podniesienia poprzeczki występujący na lodzie. Pomysł spodobał się od razu. Rafik zaraz dodał, że to nie koniec niespodzianek na ten weekend, i nie dawał wydusić z siebie żadnych wskazówek o co chodzi.
Dojechaliśmy do Seven Springs, docelowego miejsca naszej podróży. Ulokowaliśmy sie w hotelu, Rafał dokręcił wiązania do mojej deski, i choć na początek przykręcił lewe wiązanie po prawej, a prawe po lewej, to szybko się poprawił ;).
Kiedy wyszliśmy na stok, po słońcu zostało już tylko wspomnienie. Pod osłoną ciemności spróbowaliśmy jazdy na halfpipe-ie po raz pierwszy w życiu. Dobrze, że nikt nas nie widział. Następnego dnia szło nam już lepiej. W znaczeniu średnia z moich i Rafała wyczynów w stosunku do poprzedniego dnia była lepsza, ale tylko dzięki zasługom mężulka ;). Na koniec pooglądaliśmy jak skaczą ci bardziej zaawansowani, i zmęczeni uciekliśmy do pokoiku.
poniedziałek, 9 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz