



Po snowtubingu wyszaleliśmy się jeszcze na snowboardach. Było tak ciepło, że nie było sensu zakładać na siebie kurtki.... Niestety bez odpowiedniego ubrania nawet najmniejsza wywrotka robi się mało przyjemna:

W drodze na lotnisko złapał nas spóźniony deszcz. Odprawiliśmy deski, i zaglądnęliśmy do Fridays po ukochane żeberka w przepysznym sosie Jacka Danielsa (to już taka nasza mała tradycja). Nasz samolot miał być opóźniony o 2 godziny, jednak dzięki nieoczekiwanej poprawie pogody wylecieliśmy praktycznie zgodnie z planem.



Dolecieliśmy do Chicago, i zamiast jechać prosto do domku, Rafał poprosił taksówkarza o podjechanie do naszego biura. Jak się okazało, oczekiwała tam na niego ważna przesyłka... w której znajdował się ostatni element niespodzianki dla żonki. Więcej szczegółów jutro ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz