Wylądowaliśmy na środku malutkiego, pomarańczowego lotniska. Wsiedliśmy w taksówkę (rozklekotany van) wraz z dwoma innymi parami i pomknęliśmy w stronę naszego hotelu. Drogi w Antidze są wąskie, samochody jeżdżą szybko, i... po lewej stronie. Widok za oknem koił nasze nerwy związane z niebezpieczną jazdą. Dojechaliśmy do hotelu, reszta pasażerów pojechała dalej.
Ile tutaj palm! Hej - tylko skąd te chmury na niebie? Pytamy recepcjonistę jaka jest prognoza pogody na nadchodzące dni. Otrzymaliśmy wielki uśmiech, i informacje, że pogoda w tym miejscu zmienia się o wiele za szybko, by się nią przejmować. Odprowadzonono nas do naszego domku, wręczono klucze, i zostawiono samych sobie. Szybko, prysznic, i na plażę, zanim nie zajdzie słońce.
Nasz hotel jest ulokowany na wzgórzu, 5 minut od plaży. Tuptamy w tamtym kierunku, wśród bujnej roślinności. Przed nogami przebiegła zielona jaszczurka. Ciekawe, czy trzeba się ich bać. Zapytamy kogoś z obsługi hotelu jutro. Weszliśmy na plażę.
...
...
mniej więcej w tym momencie wiedzieliśmy, że niezależnie od pogody, to będą najlepsze wakacje jakich kiedykolwiek doświadczyliśmy.
Jest piąta po południu, i plaża jest niemal pusta. Spacerujemy wzdłuż brzegu po kolana w wodzie. Woda jest ciepła... i szczypie w nogi? To na pewno sól. Jest bajkowo, cicho i spokojnie. I o 18 jest już praktycznie ciemno. Zmęczeni wrociliśmy do domku, i szybko usnęliśmy.
W nocy padał deszcz. Trochę się przestraszyliśmy, i zupełnie niepotrzebnie - był to jedyny deszcz jakiego doświadczyliśmy przez cały pobyt. W dzień niebo było pełne kłębiastych chmur, ale słońce świeciło mocno niemal przez cały czas. My i tak chowaliśmy się w cieniu. Pełen relaks...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz