No właśnie - ponieważ na brak funduszy nie narzekamy, zaczęliśmy realizować również plan rozrywkowy. Kto mnie dobrze zna, wie, że uwielbiam musicale. Testowałam balety, tesowałam teatry - nie. Musicale górą.
Do tej pory udało mi się zobaczyć tylko dwa: 'Cats' w Edynburgu w bodajże 2004, oraz 'The Producers' w Nowym Jorku na Brooklynie, w czerwcu 2006. Oba świetne. Ale kiedy to było...
Napomknęłam coś więc mężulkowi, że poszłabym na Wicked, kiedy to trafiłam na reklamę w magazynie naszej linii lotniczej. Następnego dnia mąż wraca z pracy z biletami. Dobrze wytrenowany mąż warto dodać :).
Wrażenia: teatr (Oriental Theatre) jako budynek sam w sobie zapiera dech w piersiach. Musical - na początku mnie rozczarował. Mikrofony! Oni używają mikrofonów! No nieeee... to tak, jakbym sobie włączyła płytę w samochodzie. Bleee... Jednak po jakimś czasie mózg się dostroił, i już było lepiej. Fabuła całkiem ciekawa, momentami śmieszna - drugi punkt widzenia na to, co wydarzyło się w krainie Oz. Akrobacji zero... Oboje z mężem stwierdziliśmy, że był to najgorszy musical jaki póki co widzieliśmy. Ale mimo wszystko wart obejrzenia - każdy musical jest wart obejrzenia :D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz