Drastyczny spadek temperatury, deszcz, chmurki i wszechobecna szarówa przypominają mi, że lato dobiegło końca. Tak szybko w tym roku minęło, w dodatku było chłodniejsze niż poprzednie. Pocieszeniem może być fakt, że w Polsce już od kilku tygodni temperatura jest nieciekawa. Mam nadzieję, że tutejsza jesień będzie przynajmniej tak ładna jak zeszłoroczna, kiedy to w niektóre dni słońce nie chciało się poddać i mimo że kalendarz pokazywał koniec października, ono podgrzewało atmosferę do 30 stopni Celcjusza.
Niestety na ten tydzień zapowiadane są deszcze i tylko 16 stopni.
poniedziałek, 29 września 2008
niedziela, 28 września 2008
sobota, 27 września 2008
niedziela, 21 września 2008
Bez okazji
sobota, 20 września 2008
Ćwierć wieku
Chicago Fresh Market
Co czwartek, gdzieś na na wysokości Clark i Washington w Chicago, pojawiają się sprzedawcy z mniej lub bardziej lokalnie wychodowaną żywnością i kwiatami. Wybrałyśmy się tam z Amy, w ramach przerwy od pracy. A że to zaledwie kilka bloków od nas, postanowiłyśmy zobaczyć co i jak. 'Świeży rynek' nie jest wielki, ale można tam znaleźć świeże wyroby Amiszów, warzywa, owoce, roślinność i cuda na patyku, jak na przykład naturalny miód o smaku jagodowym czy też malinowym.
Ja znalazłam kilka innych cudów:
- doniczkę mięty pieprzowej = idealnej pary dla samotnej bazylii stojącej w salonowym oknie oraz brakujący składnik do domowej roboty mojito,
- miód kwiatowy, zrobiony poprzez zmielenie całych klastrów miodu;
- oraz niemałą główkę słonecznika, którą jak tylko zobaczyłam, to biegłam do niej w podskokach.
Niestety w lokalnych sklepach nigdy nie natrafiłam na słonecznika (jak i na dobry miód, oraz miętę pieprzową w doniczce), więc prawie zapomniałam co to. Amy patrzyła na mnie ze śmieszną miną, i nagle zapytała: "Ale co to jest?". Udało mi się wytłumaczyć, jupi!
Idę więc do sprzedawcy i pytam:
- Przepraszam, ile kosztuje ten słonecznik?
Na co sprzedawca uśmiechnięty mówi:
- Dzięki że nie pytasz co to jest! Wszyscy się cały dzień mnie pytają co to. Mam już dosyć tłumaczenia wszystkim co znaczą dobre, świeże ziarna słonecznika.
Cóż, ma człowiek rację. Słonecznik znikł w tempie ekspresowym.
niedziela, 14 września 2008
Pampkin
Ja już chcę Halloween!
Co przypomina mi o moim dawnym nauczycielu angielskiego, a raczej o zdjęciu które kiedyś mi przysłał. Ten to mnie lubił. No więc Mike twierdził, że jestem najwspanialszym studentem jakiego kiedykolwiek miał. Oj strasznych musiał mieć tych studentów przede mną.
Mike na wspomnianym wcześniej zdjęciu (to ten po lewej ;]):
Co przypomina mi o moim dawnym nauczycielu angielskiego, a raczej o zdjęciu które kiedyś mi przysłał. Ten to mnie lubił. No więc Mike twierdził, że jestem najwspanialszym studentem jakiego kiedykolwiek miał. Oj strasznych musiał mieć tych studentów przede mną.
Mike na wspomnianym wcześniej zdjęciu (to ten po lewej ;]):
sobota, 13 września 2008
Życie na Marsie...
poniedziałek, 8 września 2008
Starved Rock State Park
niedziela, 7 września 2008
basenowe Dells
Z okazji powoli kończącego się lata i dłuższego weekendu postanowiliśmy po raz kolejny wybrać się do Wisconsin Dells. Tym razem nie byliśmy sami - dołączyli do nas nasi kochani nowożeńcy - Ewa i Kuba.
Dzień pierwszy - sobota, 30 sierpień 2008
Zgodnie z planem, wyspaliśmy się rano w sobotę, spakowaliśmy samochód i wyruszyliśmy w trasę. Przegadaliśmy całą drogę, zatrzymaliśmy się na kawkę, i w końcu dotarliśmy na miejsce. Z racji że po czterogodzinnej jeździe brzuszki domagały się napełnienia, zatankowaliśmy je w Moose Jaw.
Tego dnia postanowiliśmy odwiedzić Kalahari - ośrodek z licznymi basenami zarówno na świeżym powietrzu jak i tymi krytymi, a wszystko to w stylizacji rodem prosto z Afryki. Poleniuchowaliśmy na pontonikach w LazyRiver, pozjeżdzaliśmy na zjeżdzalniach, popływaliśmy, wypiliśmy po drineczku, i mimo filtra z wysokim faktorem - złapaliśmy lekką opaleniznę.
Ewa i Kuba byli po raz pierwszy w Kalahari, i tutaj najbardziej spodobało się im gorące jacuzzi.
Wieczorem zameldowaliśmy się w moteliku, ktoś przyniósł nam rozpalonego już grilla, wrzuciliśmy więc świeże rybki i kiełbaski, i przy drinkach spędziliśmy resztę czasu gawędząc.
Dzień drugi - niedziela, 31 sierpień 2008
W niedzielę na ruszt wpadł Mt. Olympus. Ogromny park z wieloma atrakcjami - basenami, rollercoasterami i gocartami. Jedna z fajniejszych opcji to basen ze sztuczną falą, ale nie takimi faleczkami jakie spotyka się w innych resortach. Tutaj fala jest jedna, wygląda jak fala tsunami, i zmiata wszystkich swoją siłą. W maksymalnym punkcie ma jakieś 3-4m wysokości. Tym razem zmiotła mi majtasy i okulary :).
Niestety, w trakcie długiego weekendu Mt. Olympus jest ciut przeludnione. Przygotowani na taką ewentualność pojawiliśmy sie w parku tuż po jego otwarciu, i zajęliśmy sobie 4 fajne leżakim i zaciągnęliśmy je w cieniste miejsce. Niestety, gdzieś w trakcie naszych zabaw jeden z leżaków został przywłaszczony przez rodzinę która rozłożyła się obok nas. Rzeczy które leżały na tym leżaku zostały przerzucone na pozostałe, co nie było zbyt uprzejme. Ponieważ, chciał nie chciał, padło na mój leżak - podeszłam do jego nowego właściciela, zwaracją grzecznie uwagę, że ów był zajęty, na co wskazywały leżące na nim rzeczy.
Reakcja była niesamowita: cała rodzina, składająca się z ok. 6ciu przedstawicieli pewnej rasy, zaczęła rzucać wyzwiska w naszą stronę, głowa rodziny wstała grożąc pobiciem :/, i ogólnie zrobiło się śmiesznie choć i nieciekawie zarazem. Jak ktoś chce cie pobić za to że go upomniałeś, zakrawa o największą głupotę świata. A że z głupimi ludźmi się nie dyskutuje, postanowiliśmy ich zignorować. Jednak kiedy wyzwiska dalej leciały w naszą stronę, jak i jeden z syniów postanowił zabawić się w grę: "patrzeć na nich wzrokiem 'zabiję cię' bez mrugięcia oka", stwierdziliśmy, że w takiej sytuacji ktoś inny powinien się nimi zająć. Wezwaliśmy więc ochronę, a sami z leżakami (a co ;]) przenieśliśmy się w inne miejsce.
Po basenach wybraliśmy się na mini golfa. Ewa zmiotła nas wszystkich swoimi umiejętnościami. Ale my się kiedyś poprawimy :)...
Na prawie sam koniec wylądowaliśmy we włoskiej restauracji - Sorento's. Jedzenie palce lizać! Obsługa też niczego sobie, ale obsługi lizać nie zamierzamy. Resztę wieczoru śmialiśmy się do łez próbując zdobyć maksymalną ilość punktów w grze TABU.
Dzień trzeci - poniedziałek, 1 wrzesień 2008
Ostatni dzień spędziliśmy w Noah's Ark. I tutaj znów pech - ktoś zwinął mi moje najwygodniejsze, choć nie tak urokliwe klapki. Buuuu!!!!
Nowego posiadacza klapek uprasza się o ich zdezynfekowanie zanim założy je na nogi! W przeciwnym wypadku grzybek gwarantowany, sesesesese (jk).
Dzień pierwszy - sobota, 30 sierpień 2008
Zgodnie z planem, wyspaliśmy się rano w sobotę, spakowaliśmy samochód i wyruszyliśmy w trasę. Przegadaliśmy całą drogę, zatrzymaliśmy się na kawkę, i w końcu dotarliśmy na miejsce. Z racji że po czterogodzinnej jeździe brzuszki domagały się napełnienia, zatankowaliśmy je w Moose Jaw.
Tego dnia postanowiliśmy odwiedzić Kalahari - ośrodek z licznymi basenami zarówno na świeżym powietrzu jak i tymi krytymi, a wszystko to w stylizacji rodem prosto z Afryki. Poleniuchowaliśmy na pontonikach w LazyRiver, pozjeżdzaliśmy na zjeżdzalniach, popływaliśmy, wypiliśmy po drineczku, i mimo filtra z wysokim faktorem - złapaliśmy lekką opaleniznę.
Ewa i Kuba byli po raz pierwszy w Kalahari, i tutaj najbardziej spodobało się im gorące jacuzzi.
Wieczorem zameldowaliśmy się w moteliku, ktoś przyniósł nam rozpalonego już grilla, wrzuciliśmy więc świeże rybki i kiełbaski, i przy drinkach spędziliśmy resztę czasu gawędząc.
Dzień drugi - niedziela, 31 sierpień 2008
W niedzielę na ruszt wpadł Mt. Olympus. Ogromny park z wieloma atrakcjami - basenami, rollercoasterami i gocartami. Jedna z fajniejszych opcji to basen ze sztuczną falą, ale nie takimi faleczkami jakie spotyka się w innych resortach. Tutaj fala jest jedna, wygląda jak fala tsunami, i zmiata wszystkich swoją siłą. W maksymalnym punkcie ma jakieś 3-4m wysokości. Tym razem zmiotła mi majtasy i okulary :).
Niestety, w trakcie długiego weekendu Mt. Olympus jest ciut przeludnione. Przygotowani na taką ewentualność pojawiliśmy sie w parku tuż po jego otwarciu, i zajęliśmy sobie 4 fajne leżakim i zaciągnęliśmy je w cieniste miejsce. Niestety, gdzieś w trakcie naszych zabaw jeden z leżaków został przywłaszczony przez rodzinę która rozłożyła się obok nas. Rzeczy które leżały na tym leżaku zostały przerzucone na pozostałe, co nie było zbyt uprzejme. Ponieważ, chciał nie chciał, padło na mój leżak - podeszłam do jego nowego właściciela, zwaracją grzecznie uwagę, że ów był zajęty, na co wskazywały leżące na nim rzeczy.
Reakcja była niesamowita: cała rodzina, składająca się z ok. 6ciu przedstawicieli pewnej rasy, zaczęła rzucać wyzwiska w naszą stronę, głowa rodziny wstała grożąc pobiciem :/, i ogólnie zrobiło się śmiesznie choć i nieciekawie zarazem. Jak ktoś chce cie pobić za to że go upomniałeś, zakrawa o największą głupotę świata. A że z głupimi ludźmi się nie dyskutuje, postanowiliśmy ich zignorować. Jednak kiedy wyzwiska dalej leciały w naszą stronę, jak i jeden z syniów postanowił zabawić się w grę: "patrzeć na nich wzrokiem 'zabiję cię' bez mrugięcia oka", stwierdziliśmy, że w takiej sytuacji ktoś inny powinien się nimi zająć. Wezwaliśmy więc ochronę, a sami z leżakami (a co ;]) przenieśliśmy się w inne miejsce.
Po basenach wybraliśmy się na mini golfa. Ewa zmiotła nas wszystkich swoimi umiejętnościami. Ale my się kiedyś poprawimy :)...
Na prawie sam koniec wylądowaliśmy we włoskiej restauracji - Sorento's. Jedzenie palce lizać! Obsługa też niczego sobie, ale obsługi lizać nie zamierzamy. Resztę wieczoru śmialiśmy się do łez próbując zdobyć maksymalną ilość punktów w grze TABU.
Dzień trzeci - poniedziałek, 1 wrzesień 2008
Ostatni dzień spędziliśmy w Noah's Ark. I tutaj znów pech - ktoś zwinął mi moje najwygodniejsze, choć nie tak urokliwe klapki. Buuuu!!!!
Nowego posiadacza klapek uprasza się o ich zdezynfekowanie zanim założy je na nogi! W przeciwnym wypadku grzybek gwarantowany, sesesesese (jk).
wtorek, 2 września 2008
z serii: mądrości spoza mojej głowy
- Try not to become a man of success, but rather try to become a man of value.
- Confusion is always the most honest response.
- You can go a long way with a smile. You can go a lot farther with a smile and a gun. [Al Capone]
- The average person thinks he isn't.
- The greatest pleasure in life is doing what people say you cannot do. [Walter Bagehot]
- There are only two ways of telling the complete truth--anonymously and posthumously. [Thomas Sowell]
- Ever heard Victoria's REAL secret? Too much support hurts.
- Adventure is just bad planning.
- Someone's boring me. I think it's me.
- I've been on a diet for two weeks and all I've lost is two weeks.
- There are two kinds of people, those who finish what they start and so on. [Robert Byrne]
- Two paradoxes are better than one; they may even suggest a solution. [Edward Teller]
Pan Tik Tak
Moje poszukiwania niewielkiego zegarka, koniecznie ze skórzanym, brązowym paskiem uznaję za zakończone! Nie było łatwo, bo jedyne zegarki jakie mi się podobały, okazywały się być zegarkami męskimi, o kopercie szerokiej na conajmniej 4cm.
Do półfinału wyłonione zostały poniższe:
Po niedługich przemyśleniach związanych z dopasowaniem zegarka do reszty "wystroju dłoni" wybór padł na górny prawy Fossil.
Do półfinału wyłonione zostały poniższe:
Po niedługich przemyśleniach związanych z dopasowaniem zegarka do reszty "wystroju dłoni" wybór padł na górny prawy Fossil.
Subskrybuj:
Posty (Atom)