niedziela, 7 września 2008

basenowe Dells

Z okazji powoli kończącego się lata i dłuższego weekendu postanowiliśmy po raz kolejny wybrać się do Wisconsin Dells. Tym razem nie byliśmy sami - dołączyli do nas nasi kochani nowożeńcy - Ewa i Kuba.

Dzień pierwszy - sobota, 30 sierpień 2008

Zgodnie z planem, wyspaliśmy się rano w sobotę, spakowaliśmy samochód i wyruszyliśmy w trasę. Przegadaliśmy całą drogę, zatrzymaliśmy się na kawkę, i w końcu dotarliśmy na miejsce. Z racji że po czterogodzinnej jeździe brzuszki domagały się napełnienia, zatankowaliśmy je w Moose Jaw.



Tego dnia postanowiliśmy odwiedzić Kalahari - ośrodek z licznymi basenami zarówno na świeżym powietrzu jak i tymi krytymi, a wszystko to w stylizacji rodem prosto z Afryki. Poleniuchowaliśmy na pontonikach w LazyRiver, pozjeżdzaliśmy na zjeżdzalniach, popływaliśmy, wypiliśmy po drineczku, i mimo filtra z wysokim faktorem - złapaliśmy lekką opaleniznę.

Ewa i Kuba byli po raz pierwszy w Kalahari, i tutaj najbardziej spodobało się im gorące jacuzzi.

Wieczorem zameldowaliśmy się w moteliku, ktoś przyniósł nam rozpalonego już grilla, wrzuciliśmy więc świeże rybki i kiełbaski, i przy drinkach spędziliśmy resztę czasu gawędząc.


Dzień drugi - niedziela, 31 sierpień 2008

W niedzielę na ruszt wpadł Mt. Olympus. Ogromny park z wieloma atrakcjami - basenami, rollercoasterami i gocartami. Jedna z fajniejszych opcji to basen ze sztuczną falą, ale nie takimi faleczkami jakie spotyka się w innych resortach. Tutaj fala jest jedna, wygląda jak fala tsunami, i zmiata wszystkich swoją siłą. W maksymalnym punkcie ma jakieś 3-4m wysokości. Tym razem zmiotła mi majtasy i okulary :).

Niestety, w trakcie długiego weekendu Mt. Olympus jest ciut przeludnione. Przygotowani na taką ewentualność pojawiliśmy sie w parku tuż po jego otwarciu, i zajęliśmy sobie 4 fajne leżakim i zaciągnęliśmy je w cieniste miejsce. Niestety, gdzieś w trakcie naszych zabaw jeden z leżaków został przywłaszczony przez rodzinę która rozłożyła się obok nas. Rzeczy które leżały na tym leżaku zostały przerzucone na pozostałe, co nie było zbyt uprzejme. Ponieważ, chciał nie chciał, padło na mój leżak - podeszłam do jego nowego właściciela, zwaracją grzecznie uwagę, że ów był zajęty, na co wskazywały leżące na nim rzeczy.

Reakcja była niesamowita: cała rodzina, składająca się z ok. 6ciu przedstawicieli pewnej rasy, zaczęła rzucać wyzwiska w naszą stronę, głowa rodziny wstała grożąc pobiciem :/, i ogólnie zrobiło się śmiesznie choć i nieciekawie zarazem. Jak ktoś chce cie pobić za to że go upomniałeś, zakrawa o największą głupotę świata. A że z głupimi ludźmi się nie dyskutuje, postanowiliśmy ich zignorować. Jednak kiedy wyzwiska dalej leciały w naszą stronę, jak i jeden z syniów postanowił zabawić się w grę: "patrzeć na nich wzrokiem 'zabiję cię' bez mrugięcia oka", stwierdziliśmy, że w takiej sytuacji ktoś inny powinien się nimi zająć. Wezwaliśmy więc ochronę, a sami z leżakami (a co ;]) przenieśliśmy się w inne miejsce.

Po basenach wybraliśmy się na mini golfa. Ewa zmiotła nas wszystkich swoimi umiejętnościami. Ale my się kiedyś poprawimy :)...



Na prawie sam koniec wylądowaliśmy we włoskiej restauracji - Sorento's. Jedzenie palce lizać! Obsługa też niczego sobie, ale obsługi lizać nie zamierzamy. Resztę wieczoru śmialiśmy się do łez próbując zdobyć maksymalną ilość punktów w grze TABU.

Dzień trzeci - poniedziałek, 1 wrzesień 2008

Ostatni dzień spędziliśmy w Noah's Ark. I tutaj znów pech - ktoś zwinął mi moje najwygodniejsze, choć nie tak urokliwe klapki. Buuuu!!!!

Nowego posiadacza klapek uprasza się o ich zdezynfekowanie zanim założy je na nogi! W przeciwnym wypadku grzybek gwarantowany, sesesesese (jk).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Home | Contact