W poprzednim poście wspominałam, że ostatnio upolowałam kilka fajnych rupieci w pobliskim secondhandzie, którego klientem jestem od niedawna, ale już wpadłam po uszy. Wszystkiemu winne śmieszne ceny.
Ale do rzeczy. Buszując po sklepie natknełam się na zegar ze zdjęcia poniżej. Nie wiem dlaczego zwrociłam na niego uwagę, gdyż nijak pasuje do wystroju naszego mieszkania. Kiedy wzięłam go do ręki, zauważyłam, że ma powyginane wskazówki - do tego stopnia, że zaczepiają o siebie, i nie są w stanie się przesuwać. Poodginałam co trzeba, i - dumna z osiągnięcia - wrzuciłam do koszyka, sprawdzając jeszcze, czy mierzy czas jak trzeba. Zegar za 5 dolarów z metką 'Allen Studio Design'.
Po przyjściu do domu, zainteresowana co jeszcze produkuje ta firma, odkyłam, że mój zegar jest wciąż w sprzedaży, i kosztuje bagatela 55 dolarów. W kolekcji owego studia jest cała masa pięknych gadżetów(zdecydowanie piękniejszych niż mój 'nowy' nabytek). Odkryłam coś jeszcze ciekawszego - bloga właścicielki i przede wszystkim projektantki produktów firmy 'Allen Studio Design' - Michelle. Nie będę pisać zbyt wiele, ale Michelle wydaje się być przesympatyczną, spełnioną i szczęśliwą kobietą, która może zainspirować niejednego. Poczytajcie więcej sami na jej blogu. Ja czuję duży przypływ energii - wszystko za sprawą zegara za grosze z secondhandu.
... mimo że wciąż pada deszcz, tegoroczna jesień jest i tak piękna. Zdjęcie z telefonu, w oczekiwaniu na autobus:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz