Sprzęt przetestowany. Mięśnie nadwyrężone. Było super.
Niestety naturalnego śniegu za dużo nie nasypało. Z siedmiu dostępnych tras sztucznie naśnieżono dwie. Bazując na opowieściach innych spodziewaliśmy się gorszych warunków i krótszego stoku. Stok, owszem, do najdłuższych nie należy, ale krótki nie jest. Można się rozpędzić i zapomnieć o całym świecie. Zaplecze u podnóża góry, składające się z hotelu z basenem, kilku restauracji, baru, kafeterii, wypożyczalni sprzętu narciarskiego i snowboardowego jest świetnie przystosowane do potrzeb zależnych od pory roku. Zapomniałam dodać, że naprzeciw stoku rozciąga się piękne pole golfowe, i poza wyciągami okolica oferuje muzea, oraz trasy widokowe dla miłośników chodzenia po górach.
Hotel jest bardzo przyjemny. Dostaliśmy duży i przytulny pokój na poddaszu z widokiem na stok. Po całodziennej jeździe byliśmy zbyt zmęczeni, by zwiedzać resztę dostępnych atrakcji.
Rankiem, drugiego dnia, ledwo stoczyliśmy się z łóżka. Każdy mięsień na ciele dawał się we znaki. Mimo wszystko, cały dzień spędziliśmy na stoku. Aparat zostawiliśmy w samochodzie, i nie chciało nam się iść po niego do momentu kiedy to przerwano pracę wyciągu, aby ratraki mogły odświeżyć stok. To jedna z różnic, jakie zaobserwowaliśmy pomiędzy Polską a USA - kto w Polsce zamyka stok kiedy chce wyratrakować trasę :D. W końcu najlepsza frajda to jazda za ratrakiem, po świeżo przeczesanym śnieżku.
Posiedzieliśmy więc chwilę przy ognisku, ja trochę pokręciłam się z aparatem, i wtedy zrozumiałam, że stosunek snowboardzistów do narciarzy jest szokujący. Narciarze to gatunek zagrożony. Trzecia obserwacja: Burton w USA jest jak chleb powszedni. Większość snowboardzistów ma sprzęt Burtona. Większość ma też sprzęt stary, jeździ w zwykłych okularach zamiast gogli, więc nie do końca "Ameryka". Czwarta obserwacja, poczyniona przez Rafała, bo ja na takich sprawach sie nie znam: wyciąg nie jest elektryczny, tylko jak się pewnie można domyślić... spalinowy. Ach, i jeszcze jedno - nikt mi nigdy nie sprawdził karnetu. Taka amerykańska uczciwość. W Polsce by to nie przeszło.
Ocena sprzętu:
Sprzęt sprawuje się nieźle. Rafał ze swojego zestawu jest bardzo zadowolony. Ja musiałam trochę poprzestawiać wiązania, aby dojść do tego samego wniosku.
Jestem zadowolona z tego, że w miarę bezboleśnie przeszłam z wiązań step-in na klamerkowe. Nowe wiązania spisują się świetnie, buty trzymają aż za dobrze. Jeśli chodzi o buty, to razem z Rafałem baliśmy się, że cienkie, kewlarowe sznurówki urwą się w pierwszy dzień, i że ciężko będzie dobrze usztywnić tym nogę. Sznurówki nie chciały się urwać, w dodatku nieporównywalnie szybciej można zawiązać i rozwiązać tym buta, co cieszy. Dopasowanie? Bojąc się, że będzie latała mi noga w tych butach, ścisnęłam je jak tylko się dało. Efekt - każda nitka tworząca skarpetkę była odciśnięta na mojej skórze, a stopa spuchła mi od braku dopływu/odpływu krwi. Kiedy już zdałam sobie sprawę, że za mocno ściskam nogę, na testy wygody butów było już za późno.
Deski - to jakiś kosmos. Idealnie reagują na rozkazy. Poza tym, że są mało odporne na uderzenia z boku, po dwudniowej jeździe spód wygląda jak nowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz